Kiedy otworzyliśmy pierwszy CAS…
Kiedy pod koniec 2015 roku podjęliśmy decyzję o utworzeniu Stowarzyszenia i zarejestrowaliśmy organizację w Sądzie Rejestrowym, czułem że będzie to coś wielkiego w moim życiu. Nie przypuszczałem jednak, że moje marzenia urzeczywistnią się już kilka miesięcy później.
Organizując cały projekt, na jego początku byliśmy kompletnymi "golasami"zarówno kompetencyjnymi jak i materialnymi, dlatego też z początkowego projektu utworzenia fundacji, gdzie należało mieć minimum 5000 zł wkładu fundatora, przerobiliśmy pomysł na Stowarzyszenie, bo środków na wkład nie posiadaliśmy zupełnie. Co więcej... ja na przysłowiowy chleb nie miałem, a co tutaj dopiero mówić o środkach na kapitał dla Fundacji...
Jedyne co wtedy posiadaliśmy i czego był duży nadmiar nawet, to optymizm i wewnętrzne poczucie, że uda nam się to wszystko zbudować od podstaw, a ciężką pracą osiągniemy zamierzony cel.
Na tamtym etapie, nawet moja rodzina, z którą wówczas stosunki miałem dość chłodne uważała, że postradałem zmysły i zamiast zająć się jakimś Skrzatem Helpikiem i starszymi ludźmi, to powinienem wziąć się do jakiejś konstruktywnej pracy i konkretnych zajęć.
Ja jednak miałem ogromną wiarę w dobrego duszka - Skrzata, którego sami sobie wymyśliliśmy, sami zaprojektowaliśmy, stworzyliśmy ideę i postanowiliśmy go dystrybuować na rynek całej Polski, a jak się później okazało także całego świata.
Wcześniej zawodowo zajmowałem się marketingiem, wiele lat pracowałem także w branży medialnej, a w zasadzie całe moje życie zawodowe, które zaczęło się jak miałem 17 lat i od tamtego czasu koncentrowało się na pracy z drugim człowiekiem i sprzedaży różnych produktów. Dlatego też połączenie moich kompetencji sprzedażowych z dobrej jakości produktem i super ideą nie mogło się nie udać.
Po pierwszych dwóch tygodniach od pokazania skrzata światu, okazało się że popyt trzykrotnie przerósł moce podażowe. A na koncie Stowarzyszenia pojawiło się kilkanaście tysięcy złotych, które pozwoliły nam zacząć myśleć o pierwszej siedzibie i Centrum, w którym skrzat mógłby być tworzony, a seniorzy mieliby miejsce do wspólnych spotkań.
Mając już kilkanaście tysięcy złotych na koncie i poczucie ,że Skrzat Helpik jest coraz bardziej lubianym duszkiem Polaków, zdecydowaliśmy że musimy otworzyć pierwsze Centrum Aktywnego Seniora.
Lokal, w którym wszyscy wspólnie będziemy się spotykać. Na portalach z wynajmami lokali zaczęliśmy szukać tego właściwego. Znaleźliśmy go już pierwszego dnia i umówiliśmy się na spotkanie z właścicielką, która za trzy dni dojechała z Warszawy.
Nasz nowy dom do wspólnych spotkań, miał znajdować się na placu 1 maja w Mławie - visa vi Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Lokal, w którym wszyscy wspólnie będziemy się spotykać. Na portalach z wynajmami lokali zaczęliśmy szukać tego właściwego. Znaleźliśmy go już pierwszego dnia i umówiliśmy się na spotkanie z właścicielką, która za trzy dni dojechała z Warszawy.
Nasz nowy dom do wspólnych spotkań, miał znajdować się na placu 1 maja w Mławie - visa vi Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Na pierwszym piętrze w starej kamienicy, znajdowały się dwa mieszkania. Jedno po lewej, drugie po prawej stronie korytarza. Obydwa urządzone w stylu retro. a w zasadzie to nie urządzone, bo na środku jednego z nich znajdowało się mnóstwo starych mebli i stara urządzona trochę kuchnia a drugie - które od razu wiedzieliśmy że będzie miejscem na nasze pracownie, miało dwie szafy, trzy małe komody biurowe i dwa stoły z płyty sklejki. Pocieszający był fakt, że ściany i podłogi nadawały się do użytku i nie wymagały malowania oraz zbytnich inwestycji finansowych.
To co nas urzekło w tych pomieszczeniach to klimat. Czuliśmy, że w tym miejscu stworzymy miejsce z duszą. całe wnętrze szczególnie tego pierwszego mieszkania, bardzo mocno nawiązywało do tego, czym będziemy się obecnie zajmować. Dlatego też, od razu wiedzieliśmy że musi być to nasze miejsce.
Umówiliśmy z właścicielką czynsz, z tego co pamiętam, na około 2000 zł za dwa lokale. W 2016 r. nie było to zbyt wygórowane i też zbyt niski czynsz. Wiedzieliśmy, że na więcej nie możemy sobie pozwolić. Bo już wtedy mieliśmy ogromne poczucie odpowiedzialności, że otwierając ten nasz dom będziemy za niego odpowiedzialni. Ponadto, na tamtym etapie wydawało nam się, że właścicielka nieruchomosci, podeszła do nas bardzo ulgowo, mając na względzie fakt że jesteśmy nowo powstającą organizacją pozarządową, która dopiero zaczyna się tworzyć, a miejsce które chcemy zbudować w jej mieszkaniach – w jej kamienicy - ma być miejscem dla wszystkich osób potrzebujących schronienia i ciepła.

Nigdy nie zapomnę tej rodzinnej, miłej, serdecznej atmosfery. Jedni sprzątali, drudzy myli okna trzecich wycierali drzwi, następni ustawiali stoły i krzesła, kolejni czyścili regały, a jeszcze kolejni w kuchni przygotowywali z Seniorką Krystyną nasz pierwszy posiłek.
Po kilku godzinach wspólnej pracy byliśmy gotowi do tego aby zasiąść po raz pierwszy przy naszym wspólnym stole. Na którą z tego co pamiętam pojawił się rosół z makaronem, jako ta zupa, która jako pierwsza musi pojawić się w nowym domu.
Po pierwszym bardzo trudnym organizacyjnym dniu, kiedy już wszyscy seniorzy poszli do swoich domów, my z Michałem obeszliśmy wszystkie pomieszczenia planując, co musimy kupić, aby móc w sposób właściwy i racjonalny w pełni wykorzystać wszystkie pomieszczenia. Zdecydowaliśmy że w dwóch pomieszczeniach przechodnich, w mieszkaniu po lewej stronie zrobiłem pracowni Skrzata Helpika. Tam będą maszyny, stół do krojenia i miejsce do magazynowania wszystkich kupionych i otrzymany ch materiałów. Naprzeciwko tych dwóch pokoi, zdecydowaliśmy, że będzie miejsce do wypychania elementów skrzata (nóżek i rączek, a pakowanie ich do wysyłek odbywać się będzie na stole przy oknie. Ostatni z pokoi miał być pracownią, w której będą odbywać się zajęcia i warsztaty.
Do pełnego wyposażenia całego lokalu, brakowało nam jeszcze ławek pod maszyny, które już pierwszego dnia zostały przyniesione przez Seniorki z ich domów, 20 krzeseł, kilku stołów, kilku szaf do przechowywania przyniesionych nici i innych akcesoriów krawieckich oraz drobnych elementów które miały ocieplić to puste - mało ciepło mieszkanie.
W mieszkaniu po prawej stronie natomiast mieliśmy prawie wszystko. Mieliśmy dwa stoły, które wykorzystaliśmy na biurka, mieliśmy kilka innych starych stołów, które pozwoliła nam stworzyć jadalnię. Był kredens, stare krzesła, jakaś witryna i stara komoda.To mieszkanie w zasadzie było urządzone w całości. Tam nie potrzebowaliśmy niczego.
Już drugiego dnia, po wielkim sprzątaniu pojechaliśmy do Warszawy i za pierwsze pieniądze które znajdowały się na naszym koncie, kupiliśmy niezbędne wyposażenie, w jednym z warszawskich marketów.
Cieszyliśmy się jak dzieci, kiedy z krzesłami, komendami i innymi drobnymi elementami wyposażenia wracaliśmy późną nocą ze stolicy do naszego drugiego domu, chcąc już w tej nocy wszystko poustawiać, tak aby następnego dnia zrobić ogromną niespodziankę osobą, które pojawią się w naszym Centrum.
Komentarze
Prześlij komentarz