Dlaczego warto
Ze średnią częstotliwością kilka razy w tygodniu jestem pytany przez ludzi dlaczego to robię? Dlaczego jako zadanie w życiu przyjąłem sobie działanie na rzecz osób starszych.
Odpowiedź w tym temacie jest bardzo prosta...
- Gdybym miał ich swoim życiu po prostu bo mnie nie było.
Tak w jednym zdaniu wygląda odpowiedź na to pytanie. Z reguły Ci którzy pytają, nie do końca rozumieją idę funkcjonowania tego miejsca. Z reguły oni nigdy u nas nie byli, niewiedzą jak żyjemy niewiedzą jakie łączą nas relacje, niewiedzą jak na codzień wygląda nasza funkcjonowaniu.
Ci którzy nas odwiedzają, którzy wejdą do nas - prawie nigdy nie chcą od nas wychodzić. Bo łączące nas relacje to coś więcej niż tylko przvzpadkwoa znajomość lub skazanie na siebie. My stanowimy jedną wielką rodzinę ASa a w rodzinie tej wyznajemy zasady wzajemnego szacunku, sympatii, zaangażowania i wzajemnej pomocy.
Sytuacji gdzie możemy mówić o wzajemnym wsparciu jest bardzo wiele. Przytoczę kilka z nich, bo to też pokazuje dlaczego jesteśmy ze sobą. i dlaczego jesteśmy dla siebie tak ważni.
Jedną z pierwszych wydarzeń jakie organizowała nasza organizacja dla osób podopiecznych – seniorów, był wspólny wyjazd do Krynicy Morskiej. Następny po tym, który odbywał się we wrześniu 2015 r., a na którym ja byłem tylko gościem.
Ten nasz – wiosenny wyjazd w 2016 r. cieszył się ogromnym powodzeniem. Zapisało się na niego 60 osób w ciągu jednego dnia. Jednym z uczestników tego pobytu był nasz Janek. Senior, który na miejscu w Mławie nie ma nikogo. Jest ojcem czwórki dzieci, ale ze swoimi pociechami - dzisiaj już dorosłymi ludźmi - nie utrzymuje kontaktów. Żyje sam dla siebie, a jedyną atrakcją z jakiej każdego dnia korzystał wówczas Janek, było uczestnictwo w programach i animacjach, przygotowywanych przez różne kluby seniora w tym także przez naszego Aktywnego Seniora.
Janek na tym pięciu dniowym wyjeździe nie był soba. Zachował się w dziwny sposób. Był osowiały, smutny, nie mógł się skoncentrować. Znając Janka wszyscy uważaliśmy, że po prostu jest na kacu. Trzeciego dnia naszego pobytu w trakcie obiadu, na stołówce w Perkozie w Krynicy Morskiej, Janek zasłabł... Przez chwilę, przeszło mi przez myśl że Janek nie doszedł do siebie, po wczorajszej imprezie, niemiej jego lokator z pokoju stwierdził, że Senior był cały wieczór w pokoju i nie chciał uczestniczyć w uciechach jakie przewidziane były w trakcie turnusu.
Dodatkowo zaniepokoiło mnie to, że Janek tracił świadomość i bełkotał coś pod nosem, a jego lewy kącik ust opadał coraz bardziej. Wtedy postanowiliśmy natychmiast wezwać karetkę. Ta przyjechała po około 20 min i w trybie natychmiastowym zabrano Seniora do szpitala na badania. Na początku trafił do Elbląga, skąd w trybie natychmiastowym i pilnym został przetransportowany do Gdańska.
Diagnoza? Wtórny udar...
Na turnusie poranku zostało tylko jego walizka i mała reklamówka. Kończąc powiedz za dwa dni, jego rzeczy zostały przez nas Zabrana, a my zamiast do Mławy pojechaliśmy do Gdańska aby dowiedzieć się jaki jest stan zdrowia naszego podopiecznego. Przesympatyczna pani doktor wiedząc że Janek nie ma bliskich i rodziny, przekazała nam niezbędne informacje dotyczące jego stanu zdrowia. Okazało się po przeprowadzonych badaniach, że Janek swoim życiu przeżył już kilkanaście mikro udarów, a te za każdym razem odciskały coraz większe piętno na jego zachowaniu i sposobie bycia.
Doktor z Gdańska powiedziała nam, że do pełnego usprawnienia Seniora, niezbędna będzie jego rehabilitacja po powrocie do Mławy. Dodała, że chory wypisany zostanie za około trzy tygodnie z oddziału, ale prosto ze szpitala w Gdańsku musi trafić na rehabilitację do lokalnego szpitala.
Objęliśmy Seniora szczególną opieką, byliśmy w stałym kontakcie z lekarzami, a także nawiązaliśmy kontakt z jego dziećmi. Najstarszy z synów - przez telefon - przekazał mi informację, że "nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego". DOdał, że jego dzieci nie chce się z nim spotykać i do niego jeździć. Syn seniora dodał, że wie iż jest to ich ojciec "ale oni od wielu lat mają ze soba żadnych relacji". Poinformował mnie ponadto, że są w stanie jako rodzina pokryć wszystkie koszty związane z rehabilitacją i że dziękują za okazaną pomoc w leczeniu, "tego Pana",ale nie chcę z nim utrzymywać kontaktów.
Poinformowałem syna naszego seniora, że rozumiem jego stanowisko niemniej jednak mogą być to ostatnie chwile Pana Janka, bo stan podopiecznego jest dość ciężki. Na tym zakończyłam rozmowę wiedząc, że reszta nie leży już zupełnie w mojej gestii.
Z tego co dowiedziałem się po jakimś czasie, jego najstarszy syn wraz z młodszym rodzeństwem odwiedzili podopiecznego w szpitalu w Gdańsku i wiem, że odbywali wiele rozmów w temacie ich relacji. Natomiast nigdy później nie wchodziłem bardziej szczegółowo w ten temat.
Janek po powrocie z Gdańska trafił na oddział rehabilitacji w Mławie. Tutaj doszedł do pełnej sprawności i do dzisiaj fantastycznie tańczy, śpiewa i bawi się biorąc udział w projektach realizowanych przez Mławskie kluby seniora.
Czasami zastanawiam się nad tym co by się stało gdyby Janek z nami pojechał na wyjazd do Krynicy Morskiej? Pewnie dzisiaj już po Janku zostałoby tylko wspomnienie. Zresztą był u nas kiedyś i dziękował za okazaną pomoc i wsparcie. Sam powiedział, że dzięki nam żyje, bo gdyby został w domu nikt by mu nie pomógł i nikt by go nie znalazł żyjącego.
Choć uważam, że to duże słowa, niemniej rzeczywiście coś w tym jest! Poniekąd uratowaliśmy mu życie.
I jeśli ktokolwiek pyta mnie dlaczego to robię? Dlaczego działam na rzecz osób starszych? Odpowiadam często tym przykładem. Bo jest to nieoceniona, bezcenna, najwspanialsza forma samorealizacji jaką można sobie tylko wymyśleć mając poniekąd wpływ na rzcye tych , którzy często zostają sami i nie mają nikogo. oprócz nas.
Kiedy ktoś mnie pyta... Jak podchodzę do tej pracy, zawsze odpowiadam, że nie jest to moja praca... to moje hobby i misja działania na rzecz drugiego człowieka.
Drugim przykładem, na który zawsze się powołuje jest nasza Seniorka Bożena. To podopieczna, która pojawiła się w naszej organizacji w sierpniu 2016 r. Z początku, wycofana, niechętna, zamknięta w sobie kobieta, bez przekonania pojawiała się w naszym Centrum Aktywnego Seniora w Mławie. Przyprowadzona przez Krystynę - Seniorkęm która od początku powstania, była w naszej organizacji - niechętnie korzystała z zajęć organizowanych przez nasze Stowarzyszenie.
Krystyna - wieloletnia przyjaciółka Bożeny - zrobiła z nią tak samo jak kilak miecięcy wcześniej ze mna zrobił Michał.
Powiedziała do niej:
- Bożena – choć zobaczysz jak tam jest, jeśli ci się spodoba zostaniesz. Jeśli nie będzie ci się podobać wrócisz sobie do domu.
Bożena po miesiącu rzadkiego pojawienia się u nas, postanowiła że chce być w ASie codziennie. Wywróciła swoje życie o 180°, z kobiety która była w silnej depresji i żyła w permanentnym poczuciu lęku o swoje życie, ze względu na przebyty wcześniej zawał, stała się kobietą otwartą, empatyczna, zaangażowaną i chętną do każdego działania.
Zmieniła się także wizualne. Zaczęła o siebie dbać. Planowała i cyklicznie odwiedzała fryzjera, kosmetyczkę. Do nas przychodziła każdego dnia. Jak powiedziała kiedyś do mnie: - nie wyobrażam sobie życia bez tej organizacji. Robiła tak jak czuła, robiła tak jak mówiła. ogromną odpowiedzialność, za miejsce które zaczęła z nami współtworzyć. Stała się nieformalną kierowniczką w szwalni i odpowiadała za wysyłki skrzatów do darczyńców z całej Polski.
Kiedyś w trakcie jednego ze spotkań powiedziała do mnie, że organizacja odmieniła jej życie. Dodała, że gdyby nie Stowarzyszenie już by nie było. Była jedną z najbardziej zaangażowanych kobiet w organizacji. Ponad dobro własne stawiała dobra organizacji. Jej najbliżsi także zobaczyli w niej ogromne zmiany. A nas wszystkich zaskakiwała optymizmem radością. Pamiętam letnie przedpołudnie, kiedy to temperatura sięgała na zewnątrz blisko 40°, a ja wchodząc do szwalni seniora w Centrum Aktywnego Seniora w Mławie, zobaczyłam na środku pomieszczenia siedzącą Bożenę, w krótkich spodenkach, bez butów z nogami plastikowej misce wypełnionej po brzegi wodą, w okularach przeciwsłonecznych i otwartym parasolem. Kiedy zapytałem:
- Bożenko co ci się stało? Bożena mi odpowiedziała: - Prezesie jestem na wakacjach, czy można wymarzyć sobie lepsze wakacje niż w ASie? Właśnie się osłaniam i chłodzę, bo na dworzu ogromnie wysoka temperatura.
Byłem ogromnym fanem Bożeny... Ona napędzała we mnie siłę do działania, dawała mi mnóstwo energii, otuchy i radości. Kiedy tylko miałem gorszy dzień, z reguły zawsze wtedy myślałem o Bożenie. Mówiąc językiem młodzieżowym była Jajcarą... Uwielbiała wywijać numery, uwielbiała zaskakiwać a swoim optymizmem zarażać innych.
Ostatni numer jaki nam wszystkim wywinęła, był największym jaki mogła tylko zrobić. Odeszła w ciszy 8 marca 2019 r. nikomu nie mówiąc ani słowa.
Do szpitala trafiła kilka dni wcześniej, ponieważ przestała jeść. Strasznie chudła... Nie mogła przełykać i nie było wiadomo co się dzieje. Okazało się, że na wejściu do żołądka miała bardzo dużego guza. A ten tak bardzo ją zasmucił, że w trakcie pobytu w szpitalu dostała kolejnego zawału serca i zmarła.
Nigdy nie zapomnimy o Bożenie. zresztą do dzisiaj odwiedzamy ją na cmentarzu a w pogrzebie uczestniczyły dwa autokary jej kolegów i koleżanek z ASa!
Takich historii są setki. Na pewno wiele z nich wam opowiem. Bo prawie każda, zasługuje na to bo oni mówić głośno. Janek, Bożena, Antoni, Janina, Krystyna, Wiesia, Halina to nasi bohaterowie dnia codziennego, którzy byli lub są z nami a my jesteśmy dla nich!
Komentarze
Prześlij komentarz